poniedziałek, 27 października 2014

FRANKOWICZE! PRZEWALUTUJCIE SWOJE KREDYTY!

Myślicie pewnie, że zwariowałem, wzywając do zamiany kredytu we frankach na złotówkowy. Zanim jednak oplujecie ze złości monitor i wyrzucicie Credit Slayera ze swojej listy ulubionych blogów ;), wiedzcie, że nie wpadłem na ten pomysł sam! Co to, to nie! ;)

Podpowiedział mi to sam... Marek Belka. Ten sam, który jeszcze niedawno przy "ośmiorniczkach" rozstawiał chłopaków Tuska po kątach.;) Jadę sobie w sobotę autkiem, słucham radia, a tu wywiad z samym profesorem! Wziąłem więc głośniej (jak mawiał mój dziadek), no i słucham. Początkowo Belka użalał się nad beznadziejnie niskimi zarobkami w Polsce, potem stwierdził, że:
"(...) gospodarka europejska bardzo wolno rośnie. Perspektywy przyspieszenia tego wzrostu są dosyć mizerne, niewyraźne, a gospodarka europejska musi urosnąć, żeby "wyrosnąć" z tej ogromnej góry długów, które nad nią wiszą. A po drugie nie za bardzo, szczerze mówiąc, wiemy, co mamy robić. Polityka pieniężna już właściwie jest przy ścianie."
Innymi słowy: wicie, rozumicie towarzysze, ten tego..., no że tak powiem... jest taka sytuacja, żeśmy narobili fury długów, jak stąd do Pekinu, to znaczy ONI narobili, bo my się tylko patrzyliśmy, ale ONYCH już nie ma, bo pobrali sowite bonusy i opalają się na Barbadosie, a długi zostały. No i wicie, my tu teraz nie za bardzo wiemy, jak je spłacić, tak żeby obeszło się bez wojny. 

Nie wiem jak Wam, ale mi na takie dictum prezesa banku centralnego cywilizowanego (?) państwa otwiera się w kieszeni scyzoryk, i to szwajcarski. ;) Bo Belka w rozmowie nawiązuje również do kwestii "kredytów frankowych":

K.Z.: A jeśli by ten złoty niebezpiecznie się osłabił, tak że kredyty frankowe byłyby niespłacane? Może trzeba zrobić z tym porządek na wzór tak jak zrobił to Viktor Orban na Węgrzech? 
M.B. To, co zrobił Viktor Orban na Węgrzech na pewno by polskiej gospodarce nie pomogło. Nie widzimy problemów jak na razie w tym, żeby te kredyty były niespłacane. Ja w ogóle zresztą zawsze przestrzegałem przed braniem takich kredytów i wie pan dobrze, że i bankom palcem groziłem w tym zakresie. Rozmawiałem zresztą z ludźmi z banków komercyjnych i jestem pewien, że oni wiedzą, że to jest problem i próbują w ramach różnych procedur, które są do dyspozycji dla nich np. rozmawiać z klientami, żeby przewalutowali na złote. No ale ludzie płacący czy spłacający kredyty frankowe w dalszym ciągu miesięczną ratę płacą niższą niż raty złotowe. Chociaż to się może troszeczkę spłaszczy w tej chwili, no bo przecież pracujemy nad tymi stopami procentowymi, które są jednak dzisiaj znacząco niższe.
Fiu, fiu! Koledzy pana Belki z banków prywatnych namawiają więc Polaków zadłużonych we franku na przewalutowanie ich kredytów - to ma być rozwiązanie problemu. Można chyba powiedzieć, że byłoby to ostateczne rozwiązanie (Endlösung), bo po przewalutowaniu na złote dług zamiast być niższy, wzrósłby niebotycznie. I taki by został, ponieważ ewentualne późniejsze osłabienie się franka nie miałoby już znaczenia - przecież kredyt byłby już złotówkowy! Podeprę się tu wyliczeniami ludzi z Comperii, bo mi się nie chce liczyć:
"Przykładowo, kredyt we frankach zaciągany w styczniu 2008 r. wypłacany był po kursie 2,12 zł. To oznacza, że te 300 tys. zł 30-letniego kredytu było równe 141 500 zł kredytu we frankach. Do dziś spłaconych zostało ok. 21 tys. franków. Obecnie do oddania jest więc ok. 120 tys. franków. Niestety, po przeliczeniu tej kwoty na złote po obecnym kursie (3,56 zł za franka), otrzymujemy zadłużenie na poziomie ponad 428 tys. zł. To kwota o ponad 40 proc. wyższa niż pożyczona ponad 5,5 roku temu, i to pomimo solidnej spłaty rat przez cały ten czas. W wielu przypadkach ta kwota bardzo znacząco przewyższa także wartość nieruchomości stanowiącej zabezpieczenie kredytu. Ba, mówimy o wartościach dla kredytu zaciągniętego w styczniu 2008 r., ale dla zobowiązania z sierpnia tego samego roku (czyli właśnie gdy na kredyty frankowe był największy boom), zadłużenie przeliczone na złote to niemal 480 tys. zł!" (za: Comperia.pl)
Kosmos, co?
No dobra, ale czemu prywatne banki miałyby namawiać kredytobiorców do tak niekorzystnej transakcji jaką byłoby przewalutowanie?

Są dwie możliwe odpowiedzi:

Odpowiedź nr 1: Belka bredzi i nikt nikogo nie namawia do przewalutowania.
To najbardziej prawdopodobna wersja. I to nie tylko dlatego, że kredyty frankowe na razie spłacają się zupełnie przyzwoicie - opóźnienia nie przekraczają kilku procent. Przecież nikt kto ma choć trochę oleju w głowie nie przewalutuje kredytu w tak kiepskim momencie, raczej zagra va banque i będzie liczył na spadek kursu franka. Z drugiej strony, zarządzający bankami mogą sobie myśleć, że skoro znaleźli setki tysięcy chętnych na wzięcie 30-letniego chomąta na szyję i to w walucie, w której nie zarabiają, i która wtedy notowała dołek, to teraz nie będzie problemu z namówieniem ich na przewalutowanie, czyli spłacanie tego samego kredytu od nowa, tyle że 1,5 razy większego. ;););) Wydaje mi się jednak, że przez ostatnie lata kredytobiorcy trochę zmądrzeli i taki numer nie przejdzie. Wydaje mi się...;););)

Odpowiedź nr 2: Banksterzy wiedzą coś, czego motłoch (w tym ja;)) nie wie. 
No tutaj to ocieramy się trochę o teorie spiskowe, ale co tam. Banksterzy mogą na przykład przewidywać, że planowane na 30 listopada br. szwajcarskie referendum ws. ściągnięcia z powrotem do kraju rezerw złota z zagranicy i obowiązku pokrycia w kruszcu 20 proc. aktywów banku zakończy się sukcesem inicjatorów, co musi oznaczać wzrost wartości franka. Szczególnie, że wielu ekonomistów uważa, że w takim przypadku SNB (szwajcarski bank centralny) przestałby bronić kursu franka, a wtedy frank po 5 złotych i więcej to kwestia tygodni. Powiedzmy jednak, że taki scenariusz to na razie science fiction. Na razie... ;););)
Bankierzy mogą też obawiać się dojścia do władzy Jarka z jego ekipą, znanych z wielkiej admiracji dla Victora Orbana, który kredyty walutowe na Węgrzech po prostu... przewalutował po urzędowo wyznaczonym kursie i już! ;);) 
Należy też wziąć pod uwagę ryzyko podniesienia stóp procentowych przez SNB, który w ten sposób chciałby walczyć z bańką na szwajcarskim rynku nieruchomości, co wczoraj zostało fajnie opisane tu:

Podniesienie szwajcarskich stóp procentowych, w teorii, powinno również doprowadzić do aprecjacji kursu franka, a taka kombinacja mogłaby szybko powalić "frankowiczów" szczególnie tych z Ltv w okolicach 100%. Coś mi mówi, że wtedy jakiś polski Orban szybko by się znalazł. ;)

Jak będzie? Pażywiom, uwidim jak mówią na Krymie ;);)

Dzięki za przeczytanie.  
   

środa, 22 października 2014

NARODOWY BANK POLSKI - CZY LECI Z NAMI PILOT?

Narodowy Bank Polski - ostoja wartości polskiej waluty. Po brzegi wypchany specjalistami i analitykami różnej maści, których wiedza, zapewne, znacznie przewyższa moją. Instytucja, która powinna być jak żona Cezara, jak Dziewica Orleańska albo chociaż jak Emilia Plater ;) Nie jesteśmy jednak dziećmi i wiemy, że do tego ideału jest bardzo daleko. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę osobę obecnego szefa NBP, którego taśmy "Wprost" uwidoczniły jako osobnika z wielkim przyrodzeniem i małą przyrodzoną kulturą osobistą ;) Co ja Wam tu jednak o siusiakach, gdy o co innego mi się rozchodzi? ;)


Jak pewnie zauważyliście, snując swoje deliryczne wizje, często powołuję się na raporty naszego Banku Centralnego dotyczące rynku nieruchomości. Kto, w końcu, jeśli nie NBP ma posiadać odpowiednie narzędzia do analizy tego obszaru. Chodzi mi, rzecz jasna, o odpowiednio wykształconych ludzi, narzędzia informatyczne, dostęp do danych czy wypracowaną metodologię.       
Zdarza się jednak, że dane podawane przez NBP budzą moją podejrzliwość, szczególnie gdy niektóre wskaźniki odnoszące się do tego samego okresu zmieniają się w kolejnych raportach, bez słowa wyjaśnienia, o czym pisałem kiedyś tu:

 

Ostatni raport NBP również mnie trochę zaskoczył. Konkretnie chodzi o wykres prezentujący czas sprzedaży mieszkań na rynku wtórnym w wybranych miastach Polski. Dotychczas był on prezentowany tak:


Raport za I kwartał 2014 r.





 
Można tu więc odczytać wartość tego wskaźnik za każdy kwartał od 2006 roku i jest ona wyrażona w liczbie dni. Przykładowo, dla Warszawy wartość tego wskaźnika za II kwartał 2013 r. wynosiła około 180 dni, czyli dwa kwartały
 
Jednak w ostatnim raporcie (za II kwartał 2014 r.) NBP zmienił ten układ, podając wartości tylko dla II kwartałów od 2007 r. i to nie w liczbie dni, ale w liczbie kwartałów. Teraz wygląda to tak:
 

Raport za II kwartał 2014 r.


Nie robiłoby mi to różnicy, gdyby nie fakt, że NBP wraz ze zmianą sposobu prezentacji danych, zmienił też chyba całkowicie metodologię prowadzonych badań lub źródło pozyskiwania danych ;) Na tym wykresie wartość tego wskaźnika dla Warszawy  za II kwartał 2013 r. została określona na około 6 kwartałów, czyli mniej więcej 540 dni ;)

Porównując oba wykresy, nietrudno zauważyć, że ktoś się w NBP machnął i zamiast liczby miesięcy, wpisał liczbę kwartałów. Ot, taka drobna różnica! ;) Błędny raport do dzisiaj wisi jednak na stronie NBP i pewnie sobie powisi ;)

Po co jednak w ogóle było zmieniać układ prezentacji danych? Zdecydowała pewnie czytelność tak podawanych danych. Szkoda jednak, że za estetyką nie poszła merytoryka, jak to zwykle u nas w kraju bywa ;)

Dzięki za przeczytanie.

środa, 15 października 2014

"EKSPERCI" OD "CEN JAK W MADRYCIE" UCZĄ INNYCH, CZYLI JAK NADZOROWAĆ BUDOWY PO PODYPLOMÓWCE

Studentów Ci u nas jak na lekarstwo. Przynajmniej jeśli porównamy ich liczbę sprzed paru lat, gdy dochodziła do 2 mln, ze stanem obecnym oscylującym wokół 1,5 mln sztuk. Nic dziwnego więc, że uczelnie chwytają się wszelkich sposobów, by przetrwać. Niektóre chwytają się nawet brzytwy... ehehe... pardon me, chciałem napisać Polskiego Związku Firm Deweloperskich ;););)
  
Szkoła Główna Handlowa wraz z PZFD uruchomiła "Podyplomowe studia deweloperskie". Reklamują się tak:
Ciekawe co to za konkurencyjny zawód? "Specjalista deweloperski"? "Pomocnik deweloperski"? No bo chyba nie deweloper - do tego "zawodu" trzeba przede wszystkim dużo pieniążków, a nie studiów. ;););) Chociaż na tę "deweloperską podyplomówkę" też trzeba wyrzucić (w błoto?) sporo kasy (7 000 złotych!!!), więc może tu jest rozwiązanie zagadki? ;);) 

No dobra, ale co otrzymacie w zamian za Waszą krwawicę? To wyjaśnia nam sam prorektor SGH (na czerwono podkreśliłem najważniejsze):

Najlepsi eksperci z rynku! Czyli właściwie kto? Ano "wykładowcą" w tej "szkole" jest m.in. sam Paweł Grząbka! To ten, co parę lat temu zapowiadał legendarne już "ceny jak w Madrycie" ;);) W sieci łatwo znaleźć jego "proroctwa", ale wklejam Wam jedno z nich ze stycznia 2008 r., żebyście mogli chociaż przez chwilę poczuć klimat tamtych lat i ogrzać się "ekspercką wiedzą" Grząbki ;););) 

Buahahahahahaha, przyznajcie, że poprawiłem Wam humor po ciężkim dniu ;););)

Kolejnym "ekspertem" jest nie kto inny jak sam...(werble)... Konrad Płochocki (brawa) ten sam, który jeszcze niedawno zapowiadał zawalenie się bloków z wielkiej płyty, o czym pisałem tu:

http://creditslayer.blogspot.com/2014/10/sen-deweloperow-czyli-ratuj-sie-kto.html

Ciekawe czy podczas swoich "wykładów" też będzie plótł takie androny? ;)

Wisienką na torcie, jest zamieszczony na stronie tej podyplomówki anonimowy wywiad z jej anonimowym absolwentem, który jest jedną wielką propagandą, ocierającą się o absurd i przeznaczoną chyba dla czytelnika, którego iloraz inteligencji jest gdzieś między amebą a karaluchem. Absolwent stwierdza tam, oczywiście, że wyłącznie dzięki tym "studiom" dostał wymarzoną, wyśnioną pracę ;););) Na pytanie o jego obowiązki odpowiada zaś tak:
Proszę bardzo! Robisz podyplomówkę i już możesz "bezpośrednio nadzorować budowy"! ;););) To by wyjaśniało jakość oddawanych przez deweloperów bloków... o, pardon me, chciałem napisać apartamentowców ;););) No chyba, że to "nadzorowanie" polega  na dowożeniu wody mineralnej na budowę ;););) W przeciwnym razie, zacznijcie się bać! ;)

Dzięki za przeczytanie.

wtorek, 7 października 2014

CENY MIESZKAŃ SPADAJĄ, NAGANIACZOM MIĘKNIE RURA

Huncwoty z Was i tyle! Tak, o Was mówię Czytelniki jedne! Na Internet to macie te kilkadziesiąt czy kilkaset złotych miesięcznie! Na piwsko i kaszankę też nie żałujecie grosza! Pewnie i auto casco niejeden i niejedna z Was wykupiła na swoje wypasione dorożki parkowane na płatnych parkingach strzeżonych! A na mini-ratkę kredytu to już Wam szkoda, tak?! Wiedzcie więc, że to przez Was średnie ceny mieszkań w naszym kraju nie osiągnęły poziomów 15 tys. zł za metr, prorokowanych niegdyś przez "znafców" przez wielkie "Fy". ;) Co gorsza ceny podążają dokładnie w drugą stronę, czyli w dół, i to też jest Wasza wina! To Wy i Wam podobni uparcie nie chcą skorzystać z "rekordowo taniego kredytu", za który moglibyście zakupić rekordowo dużo metrów mieszkania! ;) 
 
Jeden niezbyt kumaty gość obiecywał kiedyś w Polsce drugą Japonię. Nikt mu wtedy nie uwierzył (poza Danką), bo 100 milionów też obiecywał. ;) Minęło ćwierć wieku i chyba jednak ta Japonia do nas przyszła - Toyoty, Nissany, Mazdy i Hondy na ulicach, smartfony Sony w  rękach, japonki na stopach umięśnionych panów we Władysławowie, bary sushi za każdym rogiem.;) 

Jeśli chodzi o ceny mieszkań, to też zanosi się na drugą Japonię. Spadki w Kraju Kwitnącej Wiśni trwają już prawie ćwierć wieku i końca nie widać, co obrazuje poniższy wykres:
CENOWE HARAKIRI W PEŁNEJ KRASIE ;)
Na tym blogu największą wagę przykładamy do fundamentalnych czynników decydujących o cenach mieszkań takich jak liczba małżeństw, migracja ludności czy bezrobocie i płace. Oczywiście, zwracamy również uwagę na inne elementy takie jak kapitał spekulacyjny czy stopy procentowe, jednak jesteśmy zdania, że same w sobie nie są one w stanie wytworzyć wieloletnich tendencji, choć ich udział w tworzeniu baniek na różnych towarach jest bezdyskusyjny.
Do powstania japońskiej bańki z początku lat 90-tych przyczyniła się polityka japońskiego banku centralnego, który w drugiej połowie lat 80-tych obniżył główną stopę procentową z 5% do 2,5%, ułatwiając tym samym dostęp do kredytu. Jednak tamta bańka miała też mocne wsparcie w fundamentach z ogromnym wyżem demograficznym z przełomu lat 40 i 50 XX wieku na czele:
Także bezrobocie w Japonii w tamtym czasie było niskie, co niewątpliwie było czynnikiem zachęcającym do zaciągania kredytów:
 
Później z tym bezrobociem już tak różowo nie było, a i demografia się nieco sypnęła - Japończykom małżeństwa przestały się już tak podobać jak kiedyś, a Japonki rodzenie dzieci zaczęły traktować jako zło konieczne ;)
 
Czy to wszystko nie wydaje się Wam znajome? ;););)
 
Zmniejszająca się populacja i liczba małżeństw, beznadziejny wskaźnik urodzeń, duża emigracja i żadnych imigrantów na horyzoncie, wysokie bezrobocie - wszystko to znamy z naszego podwórka!

Dane NBP dotyczące rynku nieruchomości nie pozostawiają złudzeń, że cokolwiek się tutaj jeszcze wydarzy. W II kwartale 2014 r. ceny w Warszawie spadły, pozostając w czymś co od biedy można byłoby nazwać średnioterminowym trendem bocznym:


My to jednak nazwiemy po imieniu: mamy do czynienia długoterminowym trendem spadkowym, co jest lepiej widoczne, jeśli uwzględnimy wciąż rosnący czas sprzedaży:


Odwrócenie tego trendu byłoby możliwe tylko w przypadku nastąpienia jakichś nadzwyczajnych zdarzeń, na które jednak się nie zanosi. Stopy procentowe są już przecież nisko, za chwilę pewnie będą jeszcze niżej, a liczba kredytów hipotecznych będzie zapewne w tym roku najniższa od wielu lat.

Nic dziwnego, że już nawet najwięksi huraoptymiści spośród naganiaczy zaczynają powoli zmieniać front. ;) Jedna z moich ulubienic, Grażyna Błaszczak z "Rzeczpospolitej", która jeszcze kilka tygodni temu obwieszczała, że:  

„Taniej już było. Ceny mieszkań idą w górę” („Rz” z 3.07.2014 r., str. B1)
 
zmieniła zupełnie swoje zdanie na ten temat i teraz ogłasza, że:

 "o podwyżkach cen nic nie słychać" ("Rz" z 29.09.2014 r., str. G2)

No cóż, jak to mówią: tylko krowa nie zmienia zdania ;););)

Dzięki za przeczytanie.

piątek, 3 października 2014

SEN DEWELOPERÓW CZYLI... RATUJ SIĘ KTO MOŻE! BLOKI Z WIELKIEJ PŁYTY ROZPADNĄ SIĘ!

I to już za chwilę, już za moment! Rozlecą się w pierdylion kawałków, grzebiąc wszystkich zamieszkałych w nich ludzi, jak również taborety, tapczany, kredensy i inne dziwne rzeczy, które ludzie trzymają w swoich mieszkaniach. Nasza nowa premiera będzie jeździć po gruzowiskach w całym kraju i ze łzami w oczach zapewniać, że akcja ratunkowa przebiegła prawidłowo, i że ziemię w poszukiwaniu szczątków ofiar przekopano na metr głębokości ;). Oczywiście, natychmiast zostaną uruchomione rezerwy specjalne budżetu państwa na pomoc bezdomnym psom, kotom i innym domowym zwierzakom, którym jakimś cudem uda się ujść z życiem z tej straszliwej hekatomby ;) Porzućcie więc wszelką nadzieję, wy, którzy mieszkacie w tych wielkopłytowych grobowcach! Nic Was już nie uratuje! Być może, zanim dobrniecie do końca tego wpisu sufit spadnie Wam na głowę! ;)

Pewnie myślicie, że zupełnie postradałem rozum, snując takie wizje, względnie pomyliłem borowiki z innymi grzybkami. Otóż informuję Was, że czuję się zupełnie dobrze, a grzybów nie jadam w ogóle, bo boję się o swoją wątrobę, która poważnie ucierpiała w trakcie moich studiów z oczywistych powodów ;)


Moje kasandryczne majaczenia o nadchodzącym szybkimi krokami armagedonie nie są też wzięte z powietrza ani tym bardziej wyssane z palca, lecz pochodzą z „bardzo wiarygodnego” osobowego źródła informacji. Człowiek, o którym mówię posiada prawdopodobnie jakieś nadludzkie zdolności przewidywania przyszłości, kryształową kulę lub nawet pozostaje w komitywie z samym Lucyferem ;). Długo zastanawiałem się więc, czy napisać tego posta, bo igranie z siłami nieczystymi lub nawet czystymi, ale pozaziemskimi, pozostaje poza moimi kompetencjami i odwagą ;). Jednak szczytny cel, jakim jest uratowanie setek tysięcy mniej lub bardziej niewinnych ziomków, żyjących w nieświadomości czyhającego na nich zagrożenia, skłonił mnie do przezwyciężenia pierwotnych leków przed Złym ;).

Zapamiętajcie więc nazwisko człowieka, który z własnej i nieprzymuszonej woli postanowił ocalić niezliczone rzesze wielkopłytowych lokatorów. Konrad Płochocki, bo o nim mowa, jest dyrektorem generalnym Polskiego Związku Firm Deweloperskich (PZFD). Wiecie więc już gdzie wysyłać kwiaty, misie i staniki w podzięce za uchronienie od przerażającej śmierci w zwałach gruzu ;).

Jego ostrzeżenie znalazłem w wywiadzie opublikowanym 11 września br. w Dzienniku Gazecie Prawnej, którego Pan Konrad udzielił niejakiemu Damianowi Furmańczykowi. Na pytanie „dziennikarza”, kiedy będzie zlikwidowany rzekomy deficyt mieszkań, Pan dyrektor PZFD odpowiada, że „będzie na to musiało poczekać kilka pokoleń”, po czym następuje najciekawszy moment wywiadu, pozwólcie, że zacytuję:

Dziennikarz: „Dlaczego? przecież mamy niż demograficzny.”
Płochocki: „Zgadza się, ale obok niżu mamy tykającą bombę zegarową w postaci mieszkań, które niebawem będą musiały być wyburzone                 
Dziennikarz: „Mówi Pan o wielkiej płycie?”
Płochocki: „Zdecydowanie. Użytkowanie większości takich budynków było szacowane na 50 lat. Wiele z nich już przekroczyło ten okres. (...)

Widzicie? Wasze mieszkania zostaną niebawem wyburzone! Lepiej przestańcie mnie czytać i lećcie się spakować! ;) Tylko nie zapomnijcie wziąć ze sobą jakiegoś ciepłego koca, bo na ławce w parku bywa chłodno. ;)

Jednak czy aby na pewno czeka nas „niebawem” wielkie wyburzanie?


W połowie zeszłego roku w mediach przetoczyła się krótka, ale intensywna kampania pod tytułem „Uwaga na morderczą wielką płytę”. ;) Była ona zainspirowana debatą, jaka toczyła się wtedy w Sejmie (Komisja Infrastruktury) na temat ewentualnej konieczności przeprowadzenia ogólnokrajowego badania stanu bloków z wielkiej płyty. Protokoły z posiedzeń tej komisji są ciekawym źródłem informacji, a zawarte w nich wypowiedzi ludzi, których można zaliczyć do grona fachowców w dziedzinie budownictwa, każą zakwalifikować wypowiedź Pana Płochockiego o wyburzaniu wielkiej płyty do kategorii:

GÓWNO PRAWDA!
    
Przebrnąłem przez zapisy posiedzeń komisji sejmowej i poza kolejnym dowodem głupkowatości niektórych naszych posłów (o czym kiedy indziej) dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy o "zagrożeniu", jakie rzekomo stwarzają bloki z wielkiej płyty. Ale po kolei.

Wybrałem dla Was kilka fragmentów wypowiedzi osób, które mają jakieś pojęcie o budownictwie, czego absolutnie nie można powiedzieć o Płochockim - Kondzio jest bowiem... prawnikiem;). Z tego, co wiem na studiach prawniczych nie ma przedmiotów o nazwach "Wytrzymałość materiałów" czy "Konstrukcje betonowe". Brak specjalistycznej wiedzy nie przeszkadza jednak Płochockiemu snuć wizji rodem z amerykańskich filmów katastroficznych. Co ciekawe, dziennikarzyna przeprowadzający wywiad, po usłyszeniu, że za chwilę trzeba będzie burzyć tysiące bloków, nie zapytał o źródła tej sensacyjnej informacji, tylko od razu "łyknął" to bez popity i puścił do druku. Pewnie dziennikarstwo kończył na tajnych kompletach Uniwersytetu Trzeciego Wieku filia w Pcimiu Górnym oddział w Wąchocku. ;) 

Najpierw wypowiedź Wiceministra Transportu Janusza Żbika (z zawodu architekta):
„Zagrożenie bezpieczeństwa konstrukcji budynków wielkopłytowych nie występuje, co znajduje swój wyraz w stwierdzeniach zawartych w zeszytach poradnika dotyczących tej problematyki. W szczególnych przypadkach istnieje jedynie możliwość uszkodzeń elementów budynków, np. balkony, ściany zewnętrzne, wymagających tylko lokalnych interwencji, podobnie jak ma to miejsce w każdych innych systemach budownictwa mieszkaniowego.” „O dobrej jakości konstrukcji wielkopłytowych może również świadczyć fakt, że mimo lokalnych uszkodzeń budynków, które wydarzyły się w Polsce w ciągu ostatnich 30 lat w wyniku wybuchu gazu, nie doszło do katastrofy całego budynku. Należy dodać, że w trakcie prowadzonych przez Instytut Techniki Budowlanej badań ścian zewnętrznych sprawdzono także, czy na prefabrykowanych konstrukcyjnych ścianach wewnętrznych nie wystąpiły objawy świadczące o utracie stateczności, takie jak pęknięcia, rysy, zmiażdżenia betonu. Nie stwierdzono objawów świadczących o utracie nośności.” „Pozytywnym elementem jest jednak to, że złącza prefabrykatów są eksploatowane w warunkach takich, jakie są wewnątrz pomieszczeń mieszkalnych, co nie powoduje występowania jakichkolwiek niekorzystnych problemów związanych z karbonatyzacją betonu czy tez korozją zbrojenia”

A tu wyjaśnienia Andrzeja Dobruckiego, Prezesa Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa: 
„Bardzo dokładnie badałem, czy istnieje zapis normy, czy jakikolwiek zapis oficjalny dotyczący czasu żywotności budynków z wielkiej płyty. Nie ma takiego zapisu. Obecnie rzeczoznawcy przyznają, że przy odpowiedniej konserwacji te budynki mogą funkcjonować 100, 120 i  więcej lat. (...) Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że żaden z budynków z wielkiej płyty nie ulegnie obecnie destrukcji przez samozniszczenie. To jest niemożliwe ze względu na system konstrukcji.”   

I jeszcze dr inż. Michał Wójtowicz, Dyrektor Instytutu Techniki Budowlanej: 
„Po pierwsze – jeżeli mówimy o projektowaniu, to ono było zupełnie inne w Polsce niż w krajach ościennych. Były to specjalne sztywne tarcze przejmujące obciążenia od ewentualnych uszkodzeń, bo takie się zdarzały, gdy oderwała się płyta na skutek wybuchu gazu. Były zatem pewne specjalne polskie zabezpieczenia.”

Z powyższych wypowiedzi wynika jedno:

BLOKI Z WIELKIEJ PŁYTY NIE ZAWALĄ SIĘ I NIE TRZEBA ICH BĘDZIE BURZYĆ W PRZEWIDYWALNEJ PRZYSZŁOŚCI.

Dlaczego więc Konrad Płochocki twierdzi, że wielka płyta będzie musiała być wyburzona i to niebawem?

Odpowiedź jest oczywista i Wy ją znacie: Kondzio reprezentuje interesy deweloperów i powie wszystko, by zobrzydzić klientom starsze mieszkania i nagonić klientów deweloperce.


Nikt normalny nie będzie przecież czytał całego Internetu, żeby dowiedzieć się, czy wielka płyta rzeczywiście stanowi jakikolwiek problem. Zakoduje sobie po prostu w głowie łatwy komunikat, że lepiej unikać tego typu budownictwa, bo grozi ono śmiercią i nie będzie wnikał w zagadnienie. A dziennikarz poważnej (jak mogłoby się wydawać) gazety zamiast zniszczyć Płochockiego za farmazony, które wygaduje lub chociaż grzecznie zapytać o ich pochodzenie, bezrefleksyjnie kolportuje głupoty i się jeszcze pod tym podpisuje. ;)

Uff! Okazało się, że pogłoski o końcu wielkopłytowych blokowisk są jednak mocno przesadzone. ;) Możecie więc dalej siedzieć przed kompem, oglądać pornosy i pić piwo (© Jarek Kaczyński), bez obawy, że w najlepszym momencie Wasz blok złoży się jak domek z kart. ;) 

À propos, piliście może już Raciborskie Jasne Pełne Klasycznie Warzone? Polecam :).

Dzięki za przeczytanie.