poniedziałek, 2 marca 2015

KRETYNIZMY "MIESZKANIA DLA MŁODYCH"


Znak przed wejściem...
do Sejmu
Minął już rok z okładem od wejścia w życie ustawy z dnia 27 września 2013 r. o pomocy państwa w nabyciu pierwszego mieszkania przez młodych ludzi, która wprowadziła program powszechnie znany jako „Mieszkanie dla młodych”. Gdy tylko ten pomysł wypłynął publicznie, dla nikogo w blogosferze nie było wątpliwości, że będzie on służył, podobnie jak „Rodzina na swoim” jedynie banksterom i deweloperce. W ustawie aż roi się od idiotycznych zapisów, co mnie w ogóle nie dziwi – program powstał przecież w zakamarkach dawnego Ministerstwa Infrastruktury, któremu szefował wówczas człowiek, niepotrafiący wypełnić prostego oświadczenia majątkowego ;). W Sejmie jedynie sześciu posłów zagłosowało, zapewne przez przypadek, przeciwko przyjęciu ustawy, co również dowodzi umysłowego ubóstwa wybrańców narodu.

 
Dość jednak znęcania się nad bezmyślnymi autorami tego prawnego, ekonomicznego i logicznego potworka – przechodzimy do rzeczy. Zaczniemy od kretynizmów na poziomie założeń, stopniowo przechodząc od ogółu (sam pomysł) do szczegółu (konkretne rozwiązania).
 
1.      Idea niesłuszna, wykonanie jeszcze gorsze.
 
Największym kretynizmem Mieszkania dla Młodych jest oczywiście sam pomysł, żeby państwo dopłacało komukolwiek do czegokolwiek. Wszelkiego rodzaju publiczne dopłaty psują rynek, który w idealnym systemie powinien pozostawać poza zainteresowaniem urzędników. Jeśli do tego dołożymy różnego rodzaju kryteria czy warunki, od których taka „pomoc” jest uzależniona, to mamy gotowy przepis na katastrofę. Tego rodzaju kierowanie rynkiem jest też zawsze niesprawiedliwe, bo zawsze ktoś może zapytać dlaczego dopłacamy na mieszkania, a na samochody to już nie, albo dlaczego dajemy jednym, a innym nie. Pal sześć jeśli takim transferem parają się takie kraje jak np. Norwegia, które mają tyle pieniędzy, że nie wiedzą co z nimi robić. Polska jest jednak krajem zadłużonym po uszy, gdzie sama obsługa długu kosztuje coś koło 30 miliardów złotych rocznie, a wielomiliardowa dziura budżecie występuje od lat i nikt nie ma pomysłu jak ją zasypać. Jednak wysupłujemy kilkaset milionów złotych (rocznie!) na program, który tak naprawdę nikomu poza bankami i deweloperami, nie pomaga, powiększając jedynie zadłużenie. Zadłużenie, które kiedyś trzeba będzie spłacić.

 
W tym momencie w sukurs przyszedł mi nieoczekiwanie Narodowy Bank Polski, który dwa miesiące temu wypalił prosto z mostu (klik), że głównym problemem tej ustawy jest to, że
 
"pomimo społecznie brzmiącej nazwy de facto wspiera ona sektor deweloperski z widocznym uszczerbkiem dla realizacji celów społecznych. (...) Należy dodać, że rentowność projektów deweloperskich mierzona roczną stopą zwrotu w największych miastach Polski kształtuje się na poziomie MINIMUM 18-20% i nie ma żadnego uzasadnienia dla wspierania tego sektora. (...)  Finansowanie sektora deweloperskiego ze środków publicznych prowadzi zatem do marnotrawstwa ograniczonych zasobów"
 
No, krótko i na temat. ;) Przygniecione długiem państwo MARNOTRAWI pieniążki, by pomóc dobrze zarabiającym bogaczom. Zdaje się więc, że doczekaliśmy się powstania nowego systemu państwowego: pomieszania plutokracji z kleptokracją.
 
2.      Trochę biedniejsi pomagają trochę bogatszym.
 
W ustawie nie ma żadnego ograniczenia co do zamożności potencjalnych beneficjentów – podatnicy dopłacają zarówno córce milionera (wiem, ona kredytu raczej nie potrzebuje), jak i przeciętnie zamożnej (czytaj: wystarcza do pierwszego) rodzinie.

Pieniądze na dopłaty będą pochodzić z budżetu. Nasz budżet nie bierze się jednak znikąd, tylko z podatków, które płacą wszyscy (trochę upraszczam, bo wiemy, że nie wszyscy). Płacą bogaci, średniobogaci i ci zupełnie niebogaci. Wśród tych ostatnich jest wielu, którzy pracując na tzw. śmieciówkach zarabiają niewiele i dla banków są niewidzialni jako kredytobiorcy. Nie mają zdolności kredytowej, a z tego co zarabiają nie da się uzbierać na własne mieszkanie. Ale jakieś tam podatki płacą. I to właśnie z podatków tych ludzi rząd dopłaci tym, których i tak byłoby stać na zaciągnięcie kredytu!

Z tymi niebogatymi to w ogóle jest ciekawa historia. Często bowiem, mimo że nie śmierdzą groszem, to nie łapią się na opiekę socjalną (próg coś koło 500 PLN na osobę). Wychodzi więc na to, że ta grupa finansuje lokale dla biedniejszych od nich (często menelstwo lub cwaniaki) poprzez dodatki mieszkaniowe i pozostały socjal, a także dla bogatszych poprzez właśnie MdM i RnS! Ja bym się wkurw…o, pardon me, zdenerwował ;)

Patrząc na to z drugiej strony jest to dla tych niebogatych zachęta, by pracowali ciężej i awansowali co najmniej do grupy średniobogatych. No cóż, jaki kraj, taka zachęta ;)
 
3.      Oszczędzających mamy w dupie! I to nie jest żadna metafora.
 
W styczniu ub. r. pisałem już o tym (klik), że Ministerstwo Finansów skasowało pomysł zwolnienia oszczędności na mieszkanie z podatku Belki. MdM jest dalszym ciągiem prześladowania ludzi oszczędnych, bo dopłata z tego programu przysługuje wyłącznie tym, którzy kupno lokalu przynajmniej w 50% sfinansują kredytem wziętym na 15 lub więcej lat! Nawet więc jeśli uzbierałeś 90% kwoty potrzebnej na mieszkanko i chciałbyś brakujące 10% dostać od państwa (skoro i tak dają), to nie dostaniesz, bo nie wziąłbyś „odpowiedniego” kredytu!

Słuszną linię ma w tym miejscu nasza partia – skoro mogłeś odłożyć 90%, odmawiając sobie przez X lat różnych rzeczy, to odłożenie brakujących 10% nie powinno dla Ciebie stanowić żadnego problemu! ;) Ot, najwyżej nie pojedziesz jeszcze przez dwa lata na wakacje! Albo założysz rodzinę 5 lat później! Rząd, po raz kolejny przypomina nam, że:

NADGORLIWOŚĆ (w oszczędzaniu) GORSZA OD FASZYZMU!!!
 
Innymi słowy: pomożemy Ci, ale Ty musisz pomóc nam pomagać bankom ;). A jak nie, to radź sobie sam!

No i dobrze, niech się kułak jeden z drugim nauczy, że oszczędzać to może siedmiolatek w śwince skarbonce, a nie poważny obywatel – obywatelskim obowiązkiem jest bowiem, szczególnie w czasach deflacji, nakręcać konsumpcję wewnętrzną, a nie chować zaskórniaki do skarpetki ! ;)
 
4.      Po 35-tce nie jesteś już młody…

Limit wieku w MdM to 35 lat. I tak niechcący dowiedzieliśmy się wreszcie kiedy kończy się młodość. Zostało to ustawowo zadekretowane, więc moim „prawie-czterdziestoletnim” koleżankom z pracy nie zostało nic innego, jak tylko oklepany frazes, że „ma się tyle lat, na ile się czuje” ;););). Dlaczego jednak granica została ustawiona akurat w tym punkcie. Przecież rodzinę można założyć równie dobrze w wieku lat 40-stu. Dlaczego więc państwo chce np. dopłacić małżeństwu dwojga 35-latków, a małżeństwo 37-latków ma już w głębokim poważaniu? Jest to NICZYM nieuzasadniona dyskryminacja i ewidentne naruszenie zasady równości.
 
5.      …a może jednak jesteś młody nawet po 60-tce?

Zgodnie z tą idiotyczną ustawą może się jednak zdarzyć, że choć młodość (w rozumieniu ustawowym) masz już dawno za sobą, to na dopłaty jednak się załapiesz! Wystarczy, że samemu/samej będąc w wieku dojrzałym posiadasz męża/żonę, który/a nie ukończył/a 35 lat. Ten próg wiekowy dotyczy bowiem tylko młodszego z małżonków, starszy może choćby dobiegać 80-tki, a i tak pieniążki z MdM-u dostanie. Innymi słowy małżeństwu dwojga 36-latków państwo nie „pomoże”, ale małżeństwu, powiedzmy 35-latka z 70-latką (lub na odwrót) już tak! ;) Ktoś tu widzi sens? 
 
6.      Masz jedno dziecko? Dostaniesz dodatkowe 5%! Masz czworo dzieci? Też dostaniesz dodatkowe 5%!
 
Jak wiadomo, jeśli nabywca mieszkania wychowuje przynajmniej jedno dziecko, zamiast 10% dopłaty dostanie 15%. Przy czym nie ma tu różnicy, czy masz jedno dziecko czy ośmioro -  tak czy siak otrzymasz o połowę większą dopłatę niż bezdzietni. Jakież to sprawiedliwe! A jakież „pro-prokreacyjne” ;)!

Z drugiej strony, ten co ma ośmiu potomków pewnie i tak żyłuje budżet poprzez jakieś zasiłki rodzinne, a na pewno przez ulgi podatkowe, więc dobrze mu tak, że dostanie na mieszkanie tyle samo co rodzic jedynaka! Niech się margines w końcu nauczy, że są pożyteczniejsze sposoby spędzania czasu wolnego niż rozmnażanie się bez opamiętania. ;)
 
7.      Trzecie dziecko tak, troje dzieci nie.
 
Jeszcze się cieszą, bo nie wiedzą...
że z tym blondaskiem troszkę się pospieszyli ;););)
Ten kto ma dwoje dzieci otrzyma dopłatę w wysokości 15%. Ten kto ma troje dzieci też dostanie 15%. Tyle, że jeśli temu z dwojgiem dzieci, w ciągu 5 lat od kupna mieszkania, urodzi się trzecie dziecko, to dostanie on dodatkową dopłatę w wysokości 5% (czyli razem 20%). Ten, który na starcie miał trójkę dzieci nie dostanie tych dodatkowych 5% - no chyba, że zrobi sobie czwarte dziecko. Warunkiem otrzymania tych dodatkowych 5% jest bowiem to, żeby trzecie lub kolejne dziecko urodziło się po kupnie mieszkania z dopłatami. Powodzenia ;)  

8.      Pieniążki dla banków.
 
O tym już kiedyś pisałem („Mieszkanie dla młodych,ale bankowi też się coś należy”) – chodzi oczywiście o podwyższone marże i prowizje stosowane przez banki przy udzielaniu kredytów w ramach MdM. Marek Wielgo na swoim blogu napisał kiedyś tak:
 
Faktem jest, że (…) marże kredytów w ramach „MdM” są wyższe niż kredytów standardowych o podobnych parametrach. Nie robił bym jednak z tego problemu, bo różnice są niewielkie. Na początku obowiązywania "Rodziny na swoim", banki też stosowały wyższe marże, ale konkurencja zmusiła je do ich obniżenia. Wierzę, że w „MdM” będzie podobnie. Im więcej banków przystąpi do programu, tym lepiej.
 
Wiara Marka w to, że na bankowym rynku, który jest faktycznym oligopolem, istnieje rzeczywista konkurencja, jest naprawdę rozczulająca. Najlepiej o tym, jak bardzo konkurują ze sobą banki świadczy to, że od jakiegoś czasu rosną marże kredytów – można więc chyba powiedzieć, że banksterzy zabijają się o klienta… windując ceny ;). 
 
9.      Komisja Nadzoru Finansowego żąda 10% wkładu własnego, to rząd daje.
 
Jak powszechnie wiadomo, od początku 2015 r. minimalny wkład własny przy kredytach hipotecznych wynosi 10%. Jeśli więc chcemy wziąć kredyt na mieszkanie warte 300 tys. zł, to musimy przynieść co najmniej 30 tys. "swoich" pieniędzy. Ograniczenie to ma oczywiste przesłanie: "nie dajemy kredytów tym, którzy przez całe życie nie potrafili choć trochę zaoszczędzić". Program MdM ogranicza jednak restrykcje Rekomendacji S, wydanej przez KNF, bo rządowe pieniążki muszą być traktowane przez banki jako wkład własny. To co jedna instytucja państwowa zabiera, druga tylnym wejściem oddaje. ;) Miło. 
 
10.  Nie masz zdolności kredytowej? Weź na babcię!

Nie dość, że rząd obchodzi bokiem wymogi nakładane przez KNF dając 10% lub 15% wkład własny ludziom, którzy go nie mają, to jeszcze zaniża standardy oceny zdolności kredytowej. Ustawa stanowi bowiem, że jeśli nabywca mieszkania, pomimo dofinansowania wkładu własnego, nie będzie posiadał zdolności kredytowej, to do kredytu mogą przystąpić zstępni, wstępni, rodzeństwo, małżonkowie rodzeństwa, ojczym, macocha lub teściowie nabywcy. Szkoda, że MdM nie funkcjonował w czasach Kopciuszka - mógłby się on zemścić na macosze i złych siostrach wkręcając je w kredyt! ;)

Wobec takich zapisów hasło: ZABIERZ BABCI DOWÓD! nabiera zupełnie nowego znaczenia... ;) Bo przecież babcię też możesz wciągnąć do kredytu, i prababcię i praprababcię i... Byleby tylko miały emeryturę! Można więc nazwać kredyt z MdM-u KREDYTEM "NA WNUCZKA". Tak, skojarzenie z popularnym oszustwem nie jest przypadkowe. ;)
 

Od dziś Karol Strasburger powinien zapraszać do "Familiady" wyłącznie rodziny powiązane więzami kredytu w MdM - widowisko gwarantowane: walka o główną nagrodę do upadłego, rwanie włosów z głowy po przegranej, chwyty poniżej pasa... ;)

 
11.  Mieszkanie nie mieści się w limicie? Nie martw się, coś wykombinujemy.

Wyobraźmy sobie, że cena mieszkania nie mieści się limicie, od którego zależy przyznanie rządowej dopłaty. Co robi wtedy sprytny deweloper? Ano... to:

"In­we­stor nie re­kla­mu­je miesz­kań w pro­gra­mie MdM, ale przez te­le­fon pro­po­nu­je klien­to­wi sprze­daż lokum po cenie miesz­czą­cej się w li­mi­cie pro­gra­mu. Pod wa­run­kiem, że klient wyku­pi drogi garaż lub za­mó­wi usłu­gę u pro­jek­tan­ta wnętrz" - re­la­cjo­nu­je "Metro" (taka warszawska gazetka). Z ta­kiej "ofer­ty dla klien­tów spe­cjal­nych" mogą sko­rzy­stać tylko ci, któ­rzy dys­po­nu­ją go­tów­ką (na garaż lub projektanta). W efek­cie, miesz­ka­nie przy­kła­do­wo warte 240 tys. zł, wy­ce­nia­ne jest na 220 tys. zł (tak, by zmie­ścić się w li­mi­cie MdM), a bra­ku­ją­ce 20 tys. zł klient wpła­ca na garaż i dzię­ki temu może sta­rać się o do­pła­tę od pań­stwa.

Co na to Bank Gospodarstwa Krajowego? Ano... to: 
 
Z etycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia takie praktyki są niewła­ści­we - pod­kre­śla Anna Czyż z Banku Go­spo­dar­stwa Kra­jo­we­go, który udzie­la do­płat. Przy­zna­je jed­nak, że na pod­sta­wie wnio­sków o do­fi­nan­so­wa­nie, które tra­fia­ją do BGK, takie nie­etycz­ne ope­ra­cje są nie do wy­kry­cia.
 
Innymi słowy Bank Gospodarstwa Krajowego przyznaje, że obowiązujące w programie limity są kompletnie nieistotne, bo można je dowolnie obchodzić! I BGK nie ma żadnych instrumentów aby temu przeciwdziałać!

Na szczęście Pani Ania z BGK wpadła na pomysł jak wpłynąć na sumienie deweloperów i wypaliła o „etycznej niewłaściwości” tego typu przekrętów ;) Już widzę jak skruszeni deweloperzy oraz ich klienci dobrowolnie zwracają niesłusznie pobraną dopłatę wzruszeni tyradą Pani Ani o ich niemoralności. ;) A w ramach pokuty wpłacają dodatkowo po 100 zł na schronisko dla piesków ;).
 
Mamy tu do czynienia z sytuacją, w której państwo (reprezentowane w tym przypadku przez  BGK) otwartym tekstem stwierdza, że wie o tym, iż jest robione w konia, ale nie chce z tym nic robić, poza pogrożeniem paluszkiem i odwołaniem się do sumienia tych, którzy w tego konia je robią. Czy Wam też otwiera się nóż w kieszeni?

12.  W twojej gminie deweloperów nie ma? Masz pecha!
 
Ograniczenie programu tylko do rynku pierwotnego ma pewne oczywiste konsekwencje: będą mogli z niego skorzystać mieszkańcy tylko tych miast, w których funkcjonuje jakiś rynek pierwotny. I tu wypowiedź jakiegoś internauty znaleziona w necie:

W moim miejscu zamieszkania - Nakło nad Notecią - nie wybudowano ani jednego bloku mieszkalnego w ciągu ostatnich 10 lat. Jaka jest szansa, że po wejściu ustawy będzie można kupić mieszkanie na rynku pierwotnym i skorzystać z dofinansowania? Proszę się nie fatygować - znam odpowiedź.
 
Nie wiem, czy akurat w Nakle nad Notecią rzeczywiście nie ma żadnego budującego coś dewelopera, bo tego nie sprawdzałem. Wiem natomiast, że takich miejscowości w Polsce jest bardzo dużo. Program ma więc ograniczenia nie tylko wiekowe, ale i geograficzne. Jest skierowany do "młodych, wykształconych z wielkich miast", czyli w dużej części do elektoratu partii rządzącej. Hasło: ZADBAJ O PARTIĘ, TO PARTIA ZADBA O CIEBIE jest więc nadal aktualne.
 
13.  Weź tu się rozmnażaj na 50 metrach!
 
W uzasadnieniu ustawy czytamy, co następuje:
 
"Zaproponowana formuła wsparcia promuje model rodziny 2+3"
 
Ten, kto to napisał, pochodzi zapewne z Bangladeszu lub innego kraju trzeciego świata. Bo tylko tam "standardem" jest siedzenie sobie na głowie w jednej izbie bez okna. "Genialny" ustawodawca proponuje dopłaty do 50 metrów kwadratowych mieszkania, sugerując tym samym, że w większych to mieszkają tylko burżuje i on takim dopłacać nie będzie. Chwilę później pisze, że wspiera tym model rodziny 2+3! ;) No przyznajcie sami: czy tego, kto to napisał nie można nazwać idiotą? Przecież 50 m2 to z reguły dwa nieduże pokoje z kuchnią! Według rządu, wsparcie modelu rodziny 2+3 polega więc na wtłoczeniu trójki dzieci do jednego (niewielkiego) pokoju (drugi zajmą przecież rodzice)!!! Toż to są wspaniałe warunki do rozwoju! Rozwoju patologii oczywiście. Dostrzegam tu jednak pewien łańcuch przyczynowo-skutkowy: patologiczny rząd -> patologiczni urzędnicy -> patologiczne pomysły. A więc jednak jest tu jakaś logika. ;)
 
14. Maxi-obszarnik dostanie, mini-kamienicznik nie.
 
Dopłata przysługuje tylko tym, którzy nie mieli nigdy wcześniej mieszkania, co wynika już z samego tytułu ustawy. Ten, kto ma np. 20 m2 kawalerkę w Gołdapi wartą około 40 tys. zł, i chciałby kupić mieszkanie z dopłatą w Warszawie, bo tu mieszka i pracuje nie dostanie dofinansowania rządowego, nawet jeśli sprzedał tę kawalerkę dawno temu. Ten natomiast, kto ma np. 3 działki budowlane pod Warszawą warte, powiedzmy MILION ZŁ, dopłatę od państwa dostanie i to nawet jeśli w momencie podpisywania umowy kredytowej nadal będzie właścicielem tychże działek. Polejcie mi, bo na trzeźwo tego nie zrozumiem. ;)
 
15.  Sąsiad większego może więcej, niż sąsiad mniejszego.
 
Ustawa wprowadziła rozwiązanie polegające na tym, że w gminach sąsiadujących z miastami będącymi siedzibą wojewody lub sejmiku województwa, maksymalna cena metra kwadratowego mieszkania objętego dopłatami może być wyższa, niż w gminach z takimi miastami nie sąsiadującymi. Prowadzi to do kuriozalnych sytuacji. Przykładowo: dla Warszawy ten limit wynosi teraz 6583,14 zł, dla sąsiadującego z Warszawą Piastowa 4596,76 zł, a dla niesąsiadującego z Warszawą (ale sąsiadującego z Piastowem) Pruszkowa 3830,63 zł. Kupujący mieszkanie w Piastowie mogą więc liczyć na dopłatę o 20% większą niż Ci kupujący taki sam lokal w Pruszkowie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kolejka podmiejska trasę pomiędzy tymi miasteczkami pokonuje w... 4 minuty. :) Maksymalna różnica w cenie mieszkania z rządową dopłatą wynosi w tym przypadku... 65 tys. zł na korzyść Piastowa, podczas gdy średnie ceny w Piastowie są takie same lub minimalnie wyższe niż w Pruszkowie. Nieźle, jak za 4 minuty jazdy... ;)     
 
Jako podsumowanie wpisu, pozwolę sobie zacytować wypowiedź jednego z przedstawicieli deweloperów, Jacka Bieleckiego (Marvipol) na temat „Mieszkania dla Młodych”:
 
To marnowanie środków z budżetu państwa. Uzasadnianie dopłat tym, że poprawią demografię, to propaganda. Drugie dziecko w polskiej rodzinie ma od lat na imię kredyt. Obsługa rat kosztuje więcej niż koszty związane z wychowaniem potomka.
 
Well said.
 
Dzięki za przeczytanie.