poniedziałek, 9 czerwca 2014

ŹLE SIĘ DZIEJE W PAŃSTWIE DUŃSKIM, czyli co ma Duńczyk do Polaka

Majówkę spędzaliśmy w Wielkiej Brytanii, na czerwcówkę więc udamy się do kolejnego europejskiego kraju - Danii. Polakom kraj znany głównie z Legolandu, Gangu Olsena i cieśnin, których nazw nie sposób nauczyć się na pamięć - pozdrawiam Panią od geografii! ;). Zainteresowałem się tym krajem po lekturze tego artykułu w jednym z kwietniowych wydań The Economist. Streszczę Wam go, żebyście nie musieli skakać po stronkach, później trochę wykresików, które uwielbiacie, podsumowanko wyjdzie w międzyczasie, a na koniec ogłoszenia parafialne.     

Autor omawianego artykułu wskazuje, że duńskie gospodarstwa domowe mają najwyższe zadłużenie w relacji do rozporządzalnych dochodów (321%) spośród wszystkich 34 krajów OECD, na co największy wpływ mają oczywiście kredyty hipoteczne. Duńczycy są tu określeni jako "mediterraneans in disguise" ("południowcy w przebraniu";)). O ile w 2004 r. odsetek tzw. interest-only loans (kredyty, w których przez dany okres spłaca się tylko odsetki - wynalazek w zmodyfikowanej wersji znany niektórym polskim kredytobiorcom frankowym, którzy dostali od banków propozycje nie do odrzucenia) wynosił 10%, to już w 2013 kształtował się na poziomie 57%. W momencie gdy okres "tylko-odsetkowy" się skończy wielu kredytobiorców najzwyczajniej w świecie się wyłoży, ze względu na bardzo powolne wychodzenie z kryzysu i rosnące bezrobocie, a refinansowanie w wielu przypadkach (wg autora artykułu) nie będzie możliwe, ze względu na wymagania dotyczące LtV.

Co ciekawe, Duńczycy nie są biedakami, tylko znaczna część ich pieniędzy jest zamrożona właśnie w nieruchomościach i różnego rodzaju nietykalnych (w sensie: "nie tak jak OFE") funduszy emerytalnych, co powoduje problemy z płynnością. Jeśli musieliby sprzedawać swoje domy po przymusowych stawkach, to presja na ceny mogłaby doprowadzić do nieciekawego łańcucha reakcji, szczególnie że znaczna część kredytów jest finansowana przez banki poprzez tzw. mortgage-backed securities, czyli papiery wartościowe oparte o wierzytelności hipoteczne. Dużym problemem jest więc utrzymujący się dla kredytów wysoki wskaźnik LtV, co wynika m.in. z bańki na duńskim rynku nieruchomości (wykres poniżej), która zaczęła się jakieś 10 lat temu - i tu dochodzimy do sedna: skąd ta bania się wzięła?      


Czy można o nią obwiniać niskie stopy procentowe, które powodowałby, że kredyty w Danii były tanie? Chyba ta odpowiedź odpada, bo bańka pęczniała, gdy stopy zarówno duńskie... 

 
...jak również LIBOR i EURIBOR...
 
EURIBOR
LIBOR
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 ...rosły lub były na "przyzwoitym" poziomie, a powietrze zaczęło z niej uchodzić gdy stopy poleciały w dół. Zresztą Duńczycy nie byli wielkimi entuzjastami kredytów w walutach obcych, co widać na poniższym wykresie:



Co było więc paliwem dla wzrostu cen? Czyżby w Danii też istniała demografia? Oto wykres demograficzny dla tego kraju w roku 2013: 
 
 

Widać na nim, że 10 lat temu (początek bańki) mieszkaniami zainteresowany był wyż demograficzny. Tu widać go jako roczniki 40-49 lat, ale 10 lat temu był to przedział 30-39 lat, a więc wiek, w którym przeciętny Duńczyk zakłada rodzinę (2. najwyższy w Europie (!) - Dania: 33,6 lat, Polska: 26,6 lat).
 
Jest to więc sytuacja analogiczna jak w Polsce - tu też pokolenie wyżu, w większości zupełnie tego nieświadome, nadziało się na "bańkę demograficzną". Niektórzy w nieświadomości żyją do dziś ;).
 
W Danii dodatkowo doszła oczywiście zwiększona po 2004 r. imigracja, co obrazuje kolejny wykres:
 
Imigracja zaczęła jednak spadać, a na rynku zamiast wyżu pojawił się niż demograficzny, co spowodowało gwałtowny spadek, a później stagnację cenową, pomimo niewiarygodnie niskich stóp procentowych w samej Danii i strefie euro.
Krach kredytowy Duńczykom raczej nie grozi, bo mają potężne oszczędności, ale ceny ich domów w przewidywalnej przyszłości nie wrócą do poziomów sprzed kilku lat, chyba, że wydarzy się coś... nieprzewidywalnego ;).
Polski rynek znajduje się w podobnej sytuacji, tylko że do nas nie walą tłumy imigrantów, bo oni cały czas wolą jednak osiedlać się w Europie Zachodniej, a nie nad Wisłą. Dziwne, prawda? ;)
 
Dzięki za przeczytanie.
 
P.S.1 Nadal czekam na wyjaśnienie kwestii z poprzedniego wpisu: czemu w kolejnych raportach NBP pojawiają się różne dane dotyczące cen z tego samego okresu? Bardzo mnie to ciekawi.
 
P.S.2 Czytelnicy, którzy nie mogli się doczekać odpowiedzi na pozostawione przez siebie komentarze, doczekają się... szybciej niż się spodziewają ;) Miałem b. mało czasu :(
 
P.S.3 Ostatnio był jakiś konkurs na blog ekonomiczny na Money.pl i wygrał go... blog prawniczy, który w dodatku istnieje od niedawna. Ktoś coś wie na ten temat, bo mnie ciekawość zżera, a nie mam czasu szperać za pierdołami? 
  
  
 
 


4 komentarze:

  1. Credit Slayer jednak żyje! :)
    Tak skaczemy po państwach to może coś o Hiszpanii?
    (chyba że już było a nie doczytałem i robie z siebie....)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba jakaś niemoc twórcza dopadła. Trudno - cierpliwie czekamy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No czekamy już mniej cierpliwie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty lepiej zamiast siedzieć na blogu całymi dniami i poganiać idź po mieszkanie, bo wszędzie piszą że taniej już nie będzie ;)

      Usuń